Backpackerskie getto
Wszyscy uśmiechnięci. Wszyscy wyluzowani. Wszyscy gotowi do chłonięcia świata, który ich otacza. Niestety jest to często wąski pryzmat backpackerskiej soczewki, byle taniej, byle pseudo orientalnie i europejsko. Byle można było się podłączyć z laptopem, byle można bezpiecznie na europejskiej linie przyzwyczajeń (pizza na telefon) zagłębić się w kaukaską jaskinie tradycji i historii. Drogę w jaskini oświetlimy naszymi nowymi smartfonami.
Tutaj nie ma Gruzinów. Azerów, Abchazów czy Ormian. Jest ciut drożej, trochę lepszy standard, no i internet hula jak należy, trochę jak dżigita w rozklekotanym BMW.
Hostel to oaza spokoju. Można pogadać od Trumpa po alkohol i po alkoholu o Trumpie. Od rana do wieczora z wypiekami na twarzy, często z lekką nutką arogancji trwa dyskusja gdzie jest taniej. Piwo za 0,50 eurocentów? W końcu jestem na szczycie drabiny konsumenckiej.
– Wiesz, że w Gruzji nie mieszkają tylko Gruzini? – ktoś w końcu rzuca po kilku godzinach. Rewolucja, na którą nikt nie jest przygotowany. Szybko trzeba zmienić temat, może pogadamy o okolicznych kawiarniach w mieście?
– Latte za 2 dolary? No chyba sobie żartują! Co to ma być! – mówi i wraca do stukania w klawiaturę swojego laptopa.
Właściciele stoją prawie na rzęsach, by każdy się tutaj czuł dobrze i miał dogodne warunki do stukania w klawiaturę. Ugaszczają. Oczywiście za taką gościnę zachęcają (nagabują) do wystawiania pozytywnych komentarzy na jednym z portali bookingowych. Coś za coś, karma musi wrócić.
Turyści, backpackersi czują się jak w oazie pośrodku pustyni, sąsiedzi... podkurwieni.
Alkohol i impreza z muzyką na ganku. JBL gra w najlepsze czułych na poznanie świata backpackersów. A dookoła starsi ludzie pracujący w ogródkach w trakcie pierwszych wiosenny ciepłych dni. Emerytura niska, w huj niska. Kasza, jajka i chleb. Warzywa z ogródka, domowy alkohol. Wot, proste życie. W południe babuszka przejdzie się na bazar, a tam w stojąc pół dnia z reklamówka w ręce będzie sprzedawać jabłka czy rajstopy.
– Nie sądzisz, że w sezonie będzie tu dwa razy więcej ludzi to sąsiedzi się porządnie wkurwią?
– Już się wkurwiają, ale ja sobie z nimi radze, jestem dobry w te klocki – odpowiada jeden z właścicieli po angielsku. Gruzińskiego czy nawet rosyjskiego nie potrzebuje. Po prostu to go nie obchodzi.
– A wieczny melanż ludziom dookoła nie przeszkadza?
– A dlaczego ? – odpowiada zdziwiony.
Backpackerska obojętność i egoizm. Niestety, ale istnieje i potrafi w ludzkie życie wjechać z laczka, agresywnie, bez zastanowienia. Nie zawsze, ale niestety tutaj tak jest.
– 3 lari (4,5 zł) 5 kg jabłek – krzyczy starsza Pani. Zaraz potem chowa do kieszeni pieniądze. Może kupi kolejne owoce na bazarze taniej i sprzeda drożej, może owoce są z jej zapasów i ma z tego czysty zysk.
Wieczorem w hostelu wybucha dyskusja.
– No i tak od 15 do 17 euro starcza mi na dzień – mówi młody chłopak, na oko lat ponad dwadzieścia, urodzony w jednym z francuskim kantonów Szwajcarii.
– Ale zima w drodze była hardcorowa. Ten śnieg w Turcji to przegina, ale dałem rade.
Jest już prawie pół roku w podróży. Wróci w glorii chwały, wrażliwego na losy innych. Podróżnika, który hardcorowo dał rade w dzikiej Azji. Znawca.
Następnego dnia mijam babuszke po raz kolejny na bazarze. Zagaduje i pytam. Ma 58 lat. Wygląda na dziesięć więcej. Tutaj ludzie szybko się starzeją. Skóra się marszczy, pojawiają się kurzajki i sińce od niewyspania. Głowa wiecznie pochylona, sylwetka ciała lekko zgarbiona. Ciężar życia na przednówku w tym mieście przytłacza. Ta zima dla tej Pani też była wyjątkowo ciężka – hardkorowa.Jest już prawie pół roku w podróży. Wróci w glorii chwały, wrażliwego na losy innych. Podróżnika, który hardcorowo dał rade w dzikiej Azji. Znawca.
Nie jestem bez winy. Też w tym brodziłem, brodzę. Nikt nie poradzi na to gdzie się urodził czy co posiada. Po prostu my w podróży nie jesteśmy sami, o tym musimy pamiętać.
Komentarze
Prześlij komentarz