Backpackerskie getto
Wszyscy uśmiechnięci. Wszyscy wyluzowani. Wszyscy gotowi do chłonięcia świata, który ich otacza. Niestety jest to często wąski pryzmat backpackerskiej soczewki, byle taniej, byle pseudo orientalnie i europejsko. Byle można było się podłączyć z laptopem, byle można bezpiecznie na europejskiej linie przyzwyczajeń (pizza na telefon) zagłębić się w kaukaską jaskinie tradycji i historii. Drogę w jaskini oświetlimy naszymi nowymi smartfonami. Tutaj nie ma Gruzinów. Azerów, Abchazów czy Ormian. Jest ciut drożej, trochę lepszy standard, no i internet hula jak należy, trochę jak dżigita w rozklekotanym BMW. Hostel to oaza spokoju. Można pogadać od Trumpa po alkohol i po alkoholu o Trumpie. Od rana do wieczora z wypiekami na twarzy, często z lekką nutką arogancji trwa dyskusja gdzie jest taniej. Piwo za 0,50 eurocentów? W końcu jestem na szczycie drabiny konsumenckiej. – Wiesz, że w Gruzji nie mieszkają tylko Gruzini? – ktoś w końcu rzuca po kilku godzinach. Rewolucja, na którą nikt nie je